UWAGA. Ten serwis wykorzystuje pliki cookies (tak zwane "ciasteczka"). Wszystkie zasady ich używania wraz z informacjami o sposobie wyrażania i cofania zgody na używanie cookies, opisaliśmy tutaj.
- Jak się pan czuje? – głos pielęgniarki wyrwał go z zamyślenia.
- Jeżeli prawda jest za słaba, aby się bronić, musi przejść do ataku – powiedział.
- Słucham? - Duże oczy pielęgniarki stały się jeszcze większe.
- Bertolt Brecht... – uświadomił kobietę. – Wszystko mnie boli. Czy mógłbym dostać coś, żeby przestało boleć?
Pielęgniarka wyszła bez słowa, jakby ignorując skargi pacjenta. Barnaba wstał z łóżka i wyjrzał na korytarz. Policjant, który go pilnował był przy dyżurce pielęgniarek, jakieś dziesięć metrów od niego. Najwyraźniej podrywał jedną z pracownic szpitala, bo opowiadał dowcipy i puszył się niczym paw. Co chwila zerkał jednak w kierunku wejścia do pokoju w którym Barnaba miał oczekiwać na swój los. Nie było szans, aby niezauważalnie go ominąć. Wrócił na salę i wyjrzał przez okno. „Trzecie piętro” – zmartwił się w duchu. Postanowił zaryzykować. Wyszedł na korytarz i zaczął iść w kierunku policjanta. Ten go spostrzegł i głosem nie znoszącym sprzeciwu zażądał.
- Proszę wracać na salę!
- Ja za potrzebą... – Barnaba odpowiedział tak potulnie jak najbardziej potrafił.
W tym momencie policjant wydawał się być zdezorientowany. Obowiązek kazał mu iść do toalety wraz człowiekiem, którego pilnował, a chęć umówienia się na randkę z kobietą, która dawała wyraźne sygnały, że jest tym zainteresowana była bardzo silna. Zwyciężył testosteron.
- Tylko proszę zaraz potem wracać na salę – zezwolił Barnabie na udanie się w ustronne miejsce.
Gdy pacjent dochodził do drzwi ubikacji obejrzał się. Zobaczył, że mężczyzna w mundurze nie patrzy na niego. Zrobił jeszcze pięć kroków i skręcił w boczny korytarz.
6.
Marek Kenitz był pewny tylko tego, że nie jest pewny niczego. Czekał na wiceministra Grzegorza Warchulskiego, który z samego rana zadzwonił z wiadomością, że stracił córkę w strasznych okolicznościach. Teraz siedział w dyrektorskim fotelu za mahoniowym biurkiem i marzył o czystym umyśle. Oczywiście o własnym czystym umyśle. Pił od wielu tygodni, ale codziennie przychodził do pracy czysty i ogolony. Wieczorem to się zmieniało. Biała koszula nabierała szarego odcieniu, starannie zawiązany krawat mocno poluzowany wisiał bezwładnie i niechlujnie, spodnie mu opadały poniżej miejsca w którym zaczynają się pośladki, a twarz nabierała niezdrowego ziemistego koloru. Teraz jednak wyglądał niezwykle dystyngowanie. Nie sposób było po nim poznać, że swoje problemy topi w wódce.
Spis treści Następna strona Zapisz się
Udostępnij tę książkę lub polub nas na facebooku lub google +