UWAGA. Ten serwis wykorzystuje pliki cookies (tak zwane "ciasteczka"). Wszystkie zasady ich używania wraz z informacjami o sposobie wyrażania i cofania zgody na używanie cookies, opisaliśmy tutaj.
Kilka minut przed szóstą rano przeciągły dzwonek do drzwi obudził Zygmunta. Zdenerwował się. Wstał z łóżka, by dowiedzieć się kto śmie go budzić o tej porze.
- Czy nie ma u pana pani Anny Szulc? – policjant nawet nie powiedział dzień dobry, ani tym bardziej nie przeprosił za tak wczesną wizytę. Stał w drzwiach w towarzystwie dwóch ludzi po cywilnemu na twarzach których malowała się nadzieja wymieszana z niepewnością.
- A co? Znowu wam uciekła? – zaśmiał się szyderczo.
- Proszę nie kpić i odpowiadać na pytania – zażądał jeden z cywili.
- A kim ty człowieku jesteś, żeby przychodzić tu i wykrzykiwać na mnie?
Ludzie zza progu mieszkania Zygmunta nagle zmienili ton z opryskliwego na proszący.
- Pani Anna Szulc zaginęła dzisiaj w nocy, bardzo proszę nam pomóc.
- Nic na ten temat nie wiem.
- Ale przecież jakiś czas temu przyszła do pana…
- I co z tego? – przerwał wywód cywila i chciał zamknąć drzwi.
W tej samej chwili policjant wykonał krok i jedną nogą stanął za progiem.
-Proszę nie utrudniać… - policjant był stanowczy – chcieliśmy wejść do mieszkania i sprawdzić.
- Jakim prawem?
- Ma pan zakaz zbliżania się do Anny Szulc na odległość stu metrów. Chcieliśmy sprawdzić czy wykonuje pan zalecenia sądu.
- W takim razie… - zastanowił się przez chwilę. – Proszę panów o okazanie legitymacji.
Dwóch cywili zmieszało się i przestępując z nogi na nogę nie bardzo wiedzieli co powiedzieć.
- Panowie są ze szpitala – poinformował policjant. – Ja wejdę sam.
Spis treści Następna strona Zapisz się
Udostępnij tę książkę lub polub nas na facebooku lub google +